Niewiele
brakowało a cały wyjazd do Nowej Zelandii by się nie udał.
Czas w Australii
się kurczy, wszystko prawie zobaczone, wszytko zrobione, przygodę można powoli
zakańczać, jeszcze tylko parę punktów i misja zakończona...
No tak, ale teraz
trochę za zimno na zelandię, bez sensu, nie będzie tak zielono, może nie warto,
nie zrobi takiego wrażenia... Tak, na pewno jeszcze kiedyś tu przyjedziemy,
zelandia będzie świetna na lato. Może coś ciepłego zamiast. Pojedźmy na północ
jeszcze raz. Dotrzyjmy na sam koniec północny, zagubmy się w tropikach,
ponurkujmy jeszcze raz w rafie koralowej.
No tak. Ale tam
już byliśmy. Może w zamian Perth. Tak, zwiedźmy różowe jezioro i część
Australii do której nie planowaliśmy już dotrzeć. Super. Znajdźmy jakąś fajną
relokację. Tak. Jedziemy.
Ale nie. Nie o to
w tym chodziło, my chcieliśmy zobaczyć Zelandię, jej góry, krainę Hobbitów,
dzicz, pustki, szalonie zieloną zieleń. A że zimno? Bez przesady, my Polaki
jesteśmy, parę stopni na minusie ma nas odstraszyć?
Jedziemy.
Jedziemy, i to wszędzie. Zaczynamy od południowej wyspy, wynajmujemy samochód w
Queenstown. Straszą nas śniegiem na jezdniach, oferują łańcuchy na koła.
Pytamy, czy rzeczywiście mogą się przydać, okazuje się, że jeśli po opadach
śniegu gdzieś jest ustawiony znak nakazu łańcuchów a my takowych nie posiadamy,
grożą wysokie mandaty. Decydujemy się na upgrade łańcuchowy. Idziemy do
samochodu, sprawdzamy wszystko przed podpisaniem umowy – drzwi przymarzły.
Dziewczyna zapewnia, że to pierwszy taki mroźny poranek i że nie powinno być
tak źle, woła kolegę. Z przerażeniem patrzymy jak ten wylewa czajnik gorącej
wody w celuy rozmrożenia. Pytam, czy to przypadkiem nie pogorszy sytuacji, on
na to, że silnik zaraz rozgrzeje samochód i „no worries”. Prosimy o skrobaczkę,
która nie jest na standardzie, ciekawe jak mielibyśmy sobie radzić z porannym
skrobaniem bez niej. Nieźle się to wszystko zapowiada.
Nie taki diabeł
straszny, jedziemy. Momenty śnieżne, momenty mroźne, w nocy przymrozki, 3 lata
bez zimy totalnie odzwyczaiły nas od mrozów i -10 okazuje się ledwo co do
przetrwania. Ale widoki po drodze wynagradzają wszystko, wynagradzają z
nawiązką. A im dalej na północ tym cieplej. Przepływając promem na północną
wyspę żegnamy się z ostatnimi chłodnymi momentami a docierając do Hobbitonu
jedyne co widzimy to przepiękną, wszechogarniającą zieleń.
Tak
multidoznaniowej wycieczki w żadnej mierze się nie spodziewaliśmy. Przez długi
czas po powrocie zastanawiałam się jak mogliśmy myśleć o rezygnacji z nz, o
zastąpieniu jej czymkolwiek innym. Piękna. Niezastąpiona.
Dla wszystkich tech, którzy jeszcze nie widzieli - ponieważ Na całej Tracie tylko Na krótkie, nieliczne chwile mieliśmy Internet, nadmiar wolnego czasu po zmroku spożytkowałam w take onto sposób:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz