poniedziałek, 28 stycznia 2013

W kupie cieplej...

Kiedy wprowadzaliśmy się do tego domu 1.5 miesiąca temu, czuliśmy się trochę zagubieni, hermetyczne francusko-niemieckie środowisko mówiło głównie w swoich językach, a grupa azjatycka to w zasadzie w ogóle nie mówiła...;)
Teraz tamci się wyprowadzili, pojawili się inni i wreszcie jst tak, jak być powinno. Poznaliśmy przemiłą parę niemiecką, parę Australijczyków, którzy dopiero wrócili z zagranicznych wojaży, garderobianego, podróżującego po Australii i świecie razem ze swoimi sztukami, par ę Belgów, zabawnych Włochów, którzy nie do końca potrafią mówić po angielsku i usilnie starają się, żebyśmy my zrozumieli włoski;) sporo innych, bardzo otwartych i przyjaznych ludzi.

Od jakiegoś czasu w Melbourne jest bardzo duża konkurencja, jeśli chodzi o pracę, w związku z czym, wspomniana para niemiecka musiała się rozdzielić - on znalazł pracę w Brisbaine. Jeszcze wczoraj wieczorem oglądaliśmy razem wiadomości, w których informowano, że w właśnie tam powodzie zalewają okolice i fala idzie w kierunku miasta... mimo to zdcydował się lecieć...
Dziś przed chwilą byłam świadkiem ich rozstania... widziałam łzy w ich oczach - bo może to tylko 6 tygodni, ale zostają rozdzieleni, sami na końcu świata... Może zrobiłam się zbyt wrażliwa, ale mi też łzy stanęły w oczach... i w głębi serca bardzo się cieszę, że oboje zakorzeniliśmy się tu i raczej nie ma możliwości w najbliższym czasie na zmianę lokalizacji.
Oczywiście, chcę popodróżować, chcę zwiedzić cały kraj, Zelandię, Tasmianię a jak dobrze pójdzie to i więcej - ale z kimś jest zawsze raźniej...

Tak samo nie jestem już taka pewna, czy chcę szukać innego mieszkania - czasem miło jest spotkać i pogadać z kimś w kuchni, zjeść razem śniadanie, czy zaplanować wspólnyc dzień lub tylko zdać relację ze swojego... Gdyby umieścić jakąś dodatkową lodówkę, może przesunąć trochę bliżej łazienkę i nauczyć chińczyki sprzątać i zmywać po sobie naczynia - mogłabym tu z radością zostać :)

środa, 23 stycznia 2013

Nocne przemyslenia,czyli mozecie pominac ten post;)

W takie bezsenne noce jak ta,pykajac cwiczenia z angielskiego,po glowie kolacza mi sie dziwne mysli...
Przypomina mi sie wszystko,jak trudno bylo nam sie tu bylo dostac,dlaczego w zasadzie tu jestesmy,porownuje stan swojej psychiki w Polsce i tutaj,i zaczynam miec wrazenie,ze jestem troche fak feniks:)
Wszystkie problemy odeszly,albo przynajmniej dobrze zakamuflowaly;) mozna na nowo normalnie,mozna rzec,z czystym kontem,zaczac zyc.
To miasto naprawde pomaga. Dlugo zastanawialismy sie gdzie dokladnie sie wybrac i teraz jestem pewna,ze dokonalismy niesamowicie slusznego wyboru!
Kazdemu,kto chce znow zaczac byc szczesliwy,polecam to miasto!:)
Dobrej nocy.

czwartek, 10 stycznia 2013

think positive...:)

Australia jest cudowna! Przyroda powala, nawet w środku miasta mają takie parki, o których w Polsce można tylko pomarzyć, a w rezerwatach to ludzkie pojęcie przechodzi. Ludzie są bardzo pozytywni i pomocni. Parę tygodni temu szłam, nieco się rozglądając, jakiś pan, wyprzedzając mnie, spytał się, czy się zgubiłam i czy nie trzeba mi pomóc. Za każdym razem gdy jadę pociągiem zostaję zagadana przez jakąś przyjazną Australijkę czy Australijczyka, ludzie w komunikacji miejskiej się do siebie uśmiechają, nieznajomi mówią mi 'hello' na ulicy. Dziś siedząc w parku zaczepił mnie przemiły starszy pan, zagadując, czego się uczę, skąd jestem, gdy dowiedział się, że z Polski opisał swoje doświadczenia z Polakami (twierdzi że jest ich dużo, to dziwne, bo do tej pory żadnego nie spotkałam:) po czym pożegnał się, mówiąc, że powie swoim polskim sąsiadom jaką miłą Polkę spotkał. Radek ma podobnie, żeby nie było ;)

Chciałabym jednak coś wyjaśnić.
Nie uważam, że au jest lepsza niż Polska. No dobrze, może w niektórych aspektach jest. Pewne rozwiązania my mamy lepsze. Tu także są śmieci na ulicach, subkultury i łobuzy. Nie ma miejsc idealnych. Ale nie o to chodzi! W tym kraju ludzie nie narzekają, gdy pytasz się przysłowiowe 'co słychać', nie usłyszysz "stara bida". Oni potrafią podejść do życia pozytywnie!. Gdy coś się nie udaje, szukają pozytywnej strony tej sytuacji. W dodatku ich język jest słodki:)
Dopiero dziś zauważyłam szyld nad McDonald's, a Radek widział jego australijską reklamę (nawiasem mówiąc, reklamy mają także prześmieszne:) : Aussie barbie brekkie sandi! - co znaczy 'australijska kanapka z grilla na śniadanie'...

I jak tu nie kochać takiego kraju! :)


Aussie barbie brekkie sandi in Macca's!

niedziela, 6 stycznia 2013

Wreszcie!

 Tak!
Jesteśmy w Au dokładnie miesiąc. Miesiąc pięknego życia w pięknym mieście. Jednak przyjeżdżając tutaj nie do końca mi o to chodziło.

I wreszcie wczoraj zobaczyłam tę Australię o której marzyłam! Tak, przepiękne widoki, cudowną przyrodę, niesamowicie niebieską wodę, no i przede wszystkim najpiękniejsze zwierzęta na świecie - Kangoroo! :)
Prawdziwa Australia
Proszę wybaczyć mój optymizm, ale jeszcze nie ochłonęłam po tych wszystkich cudach natury, jakie miałam okazję zobaczyć. A najpiękniejsze jest to, że jest ona niemal nieruszona przez człowieka, pozostawiona sobie i... wcale człowieka tam nie jest łatwo spotkać! Istny raj na ziemi!
Nie chcę się rozpisywać zanadto, wiem że czytanie długich artykułów nie jest popularne w dzisiejszych czasach, ale myślę, że parę słów o pięknym parku narodowym na samym krańcu Australii wypada napisać.
Wilsons Promontory to jedno z najpiękniejszych miejsc na tym kontynencie. Mieści się na południowym krańcu lądu i na przestrzeni ponad 30km oferuje zarówno przepiękne kamieniste góry, z których przepiękne widoki zapierają dech w piersiach, olbrzymie tereny zalesione, lasy deszczowe, cudownie czyste plaże i wybrzeża... wszystko w jednym miejscu!
Spędziliśmy tam tylko jeden dzień, ale atrakcji starczy na wiele więcej, z pewnością musimy tam wrócić, by przeżyć jeszcze raz o przepiękne spotkanie z naturą.
Jednym z kultowych elementów jest Squeacky Beach - urocza plaża z piaskiem, który, gdy po nim chodzisz, śmiesznie skrzypi;] z plaży rozciąga się widok na piękne skaliste góry, a fale przyciągają surferów.
Jednak jeszcze większych doznań dostarcza wspinaczka. Udało nam się zdobyć tylko dwa 'szczyty', ale widok z nich, jestem pewna że zapamiętamy na długo...
No i przecudowny spacer pomiędzy kangurami i emu. Przez ten miesiąc przestałam wierzyć, że one w ogóle tu żyją, że to tylko legenda wymyślona przez lokalnych, żeby przyciągnąć turystów, a tu... spacerujesz pomiędzy nimi, obserujesz je, a one ciebie, patrzysz jak wcinają trawę, drapią się po brzyszku, mama przytula synka, a na koniec odskakują razem, znudzone naszym towarzystwem:)

Mój przyjaciel niczym się nie przejmuje, tylko szamie trawkę;)
 Czułam się jak w jakiejś bajce, gdy z zza krzaków kolejne stworzonka wychylały główki i z łapkami śmiesznie wyciągniętymi do przodu rozglądały się z zainteresowaniem dookoła.
Żadna telewizja nie potrafi opisać magii tego spotkania.

Przepiękny widok z promieniami słońca padającymi na skały przy wybrzeżu - w drodze na Tongue Point
Na koniec poszliśmy zobaczyć cudowny zachód słońca na Tongue Point, a drodze powrótnej mieliśmy jeszcze zobaczyć niebo, jakiego nigdy w Polsce nie widziałam. Niezliczona ilość gwiazd, droga mleczna i otaczająca cię KOMPLETNA ciemność...to można przeżyć tylko tu. Możesz się poczuć taki mały, taki nieistotny w niezmierzonej przestrzeni naszej galaktyki...
To był najpiękniejszy, choć bardzo wyczerpujący, dzień już od baaaardzo dawna.
Dziękuję Australio.

...a to już nowy rok...

Nowy Rok już dawno za nami, wszyscy wrócili do rzeczywistości, więc i blogowe obowiązki czas wypełnić;)
Sylwester spędziliśmy wyjątkowo pracowicie;) Wydaje mi się, że żadne z nas nie żałuje, bo oprócz jakichśtam dolarów, fajnie było zobaczyć Australię świętującą od wewnątrz;]
W moim wypadku miałam okazję zobaczyć także bogactwo pięknych sukien z Indii, bo trafiłam na hinduską imprezę;) (btw, hitem było Gangam Style, leciało chyba z pięć razy;)

Miałam jednak wrażenie, że Polacy mocniej świętują tę chwilę. Mogę się jednak mylić, bo po prostu różnimy się nieco w paru względach:
- Australia chyba nie ma zakazu picia w miejscach publicznych, bo przed Sylwestrem można było dostrzeć wszędzie obwieszczenia, że takowy zakaz będzie obowiązywał w dniu 31.12. Jeśli więc chciało się gdzieś zabawić, trzeba było załatwić sobie wejściówkę do jakiegoś klubu/pubu/restauracji
- Nigdzie po sklepach nie widzieliśmy sprzedawanych fajerwerek, nie było ich też widać na sylwestrowym niebie - jedyne słuszne były państwowe;]
- Ok 2-3 wszystkie resteuracje się powoli zamykały, na ulicach można było zauważyć przyrost pijanej ludności, szukającej możiwości kontynuowania zabawy. Musieli być jednak bardzxo ostrożni, bo policji wszędzie było pełno, a kary tutaj (zresztą za wszelkie łamanie przepisów) są bardzo sporawe. Towarzystwo jednak nie zrażało się i, wzmakając swoje komórki mózgowe, kreatywnie znajdowało sposoby na przetrwanie w sylwestrowym nastroju do rana:)

Tak więc nowy rok uważam za bardzo udany, słyszałam, że w Polsce również było niezgorzej i życzę, aby było pięknie i wspaniale, bo...życie jest za krótkie, żeby marnować je na smutki i zmartwienia, możemy to robić po śmierci:) Optymizmu dla wszystkich! :)