środa, 27 lutego 2013

Biała noc...

Parę dni temu w Melbourne odbyła się całonocna fiesta, nazywana White Night.
Genialna impreza, z milionami atrakcji, wszelakiego rodzaju, teatralnymi, wokalnymi, tanecznymi, koncertowymi, no i przede wszystkim multimedialnymi:)
Furorę robił mapping, naprawdę wykonany na wysokim poziomie (no, może tylko przydałoby się jakieś udźwiękowienie, ale zapewne stwierdzili, że w ogólnym gwarze, takie działania nie mają sensu), a łeb w łeb wrażenie robił przepiękny pokaz laserów (tu już z oprawą dźwiękową)!

Myślę, że niegłupim pomysłem byłoby zorganizowanie tego typu przedsięwzięcia w Polsce - tłumy przy Flinders Station (taki Dworzec Centralny;) były takie, że przebić się nie można, tłum zmniejszał się powoli, by ok 6 nad ranem być w stanie "zatłoczonej porannej warszawy". Ciekawe, czy podobnym powodzeniem cieszyłaby się taka impreza u nas...?:)

Więcej informacji można znaleźć na stronie imprezy:

http://whitenightmelbourne.com.au/

poniedziałek, 18 lutego 2013

Kto to czyta?!?!?

Nawet nie zauważyłam, kiedy licznik odwiedzin przebił 1000!
Dziękuję Wam wszystkim serdecznie za bycie z nami, zainteresowanie i entuzjazm, jaki otrzymuję w związku z prowadzeniem tego bloga... kiedy Paulina podsunęła mi taki pomysł, w żadnym razie nie spodziewałam się, że tyle osób będzie miało czas, siłę i ochotę, żeby czytać moje wypociny, a tu proszę! :)
Jeśli macie jakieś sugestie, uwagi, pytania, proszę, będę szczęśliwa je usłyszeć, bo wreszcie zdałam sobie sprawę, że prowadzę ten publiczny pamiętnik nie tylko dla siebie, ale dla Was! :)

niedziela, 17 lutego 2013

Be prepared, part1

Tak sobie pomyślałam, że jeśli koś wpadłby na równie szalony pomysł co my, może chciałby wiedzieć, co należy zabrać ze sobą, na co się przygotować, a co lepiej sobie darować.
Spróbuję zbierać moje spostrzeżenia i jakoś, niekoniecznie regularnie się nimi dzielić:)

Po pierwsze, na pewno nie najważniejsze, jeśli planujecie przyjechać w podobnym czasie do nas, czyli tuż przed świętami, nie zabierajcie ze sobą zbyt dużo letnich ciuchów. Po świętach są tak niesamowite wyprzedaże! Za całkowity bezcen można kupić wszystko!:) boję się, że teraz nie zmieszczę się do walizki;)

Za to uważam, że zdecydowanie należy ze sobą zabrać odpowiednie ciuchy do zawodu, jaki chcecie uprawiać - jeśli chcesz być sekretarką, lub kelnerką - weź kilka koszul, spódnicę i odpowiednie buty, jeśli chcesz sprzątać, zaopatrz się jeszcze w Polsce, żeby nie musieć wydawać jeszcze niezarobionych pieniędzy na rzeczy, które za darmo możesz wziąć z rodzimej szafy. Potem, kiedy zarobisz pierwsze dolary - zupenie zmienia się postrzeganie cen;)

Następna sprawa. Przyjeżdżanie przed świętami nie jest najlepszym pomysłem, jeśli chcesz znaleźć pracę. Na święta większość knajp, pubów, restauracji i nie tylko, zostaje zamknięte na niemal bity miesiąc! tak, Australijczycy kochają wolne;)

piątek, 15 lutego 2013

Zmiany zmiany zmiany...

No tak. To znów się zestarzałam... Nie piszę tego po to, żeby dostać dodatkowe życzenia, ci co powinni pamiętać - jak zwykle nie zawiedli:) a poza tym, w życiu każdego nadchodzi taki czas, kiedy nie do końca chcesz pamiętać kiedy to się i jak dawno temu urodziłeś...
Na grodziskim basenie jest fajna promocja, dla tych, którzy nie wiedzą, w dzień swoich urodzin wchodzisz za darmo!
Żeby przypomnieć sobie stare dobre czasy, postanowiłam również pójść popływać... daleko nie mam:)
Tak, drodzy państwo, przenieśliśmy się do zaszczytnej lokalizacji, gdzie posiedliśmy basen, siłownię, jak i kort tenisowy! Nie, spokojnie, nie staliśmy się obrzydliwie bogaci (ale kiedyś ten dzień nadejdzie!), nasze przepiękne mieszkanie na 18 piętrze współdzielimy z bardzo sympatycznymi Hiszpanami i Kanadyjczykiem, który w zasadzie pracuje całymi dniami, więc widzieliśmy go może parę razy.
Tak więc, jak zaczęłam, z okazji urodzin zrobiłam sobie prezent i spędziłam upojny poranek na basenie... było lepiej niż magicznie! Kiedy położysz się na plecach i unosząc się, obserwujesz chmury i te wszystkie wieżowce dookoła, przez które przebijają się promienie słoneczne, czujesz, jakby tu, na tym małym basenie czas się zatrzymał... Zaczynasz wędrować myślami w rzadko owiedzane zakątki swojego umysłu, zaczynasz analizować to, na co zazwyczaj nie masz czasu... polecam każdemu. W dzisiejszym zagonionym świecie, takie doznania mają jeszcze większą wartość! :)

Tak jak sobie pomyślę, to rok temu nawet nam się nie śniło, żeby tu być... życie czasem naprawdę nam sprzyja, a dokładniej rzcz ujmując, czasem po prostu trzeba wziąć swój los i go pociągnąć za uszy:)
I jeszcze jedno. Pamiętać też warto, że karma naprawdę działa. Jeśli coś Ci się nie uda, to dlatego, że czeka na Ciebie coś innego, prawdopodobnie lepszego. Jeśli zrobisz coś dobrego, karma będzie o tym pamiętać i odda Ci z nawiązką... Naprawdę!

Pięknego dnia wszystkim!
Radek, specjanie dla czytelników naszego bloga, zrobił zdjęcie panoramy rozpozcierającej się z naszego nowego balkonu:)

sobota, 2 lutego 2013

In my opinion, part 2

W czasach szkolnych byłam przekonana, że mundurki w szkole to niesamowicie zacofana sprawa.
Jak już w wspomniałam w poprzednim poście, wiele rzeczy się zmienia w myśleniu, nie wiem, czy to zależy od dojrzewania mojej niedorozwiniętej psychiki;) czy pobyt na końcu świata tak zmienia...

W poszukiwaniu nowego lokum poruszaliśmy się dużo po okolicy gęsto obsadzonej przez college. I wszyscy uczniowie tych szkół byli rozróżnialni, dzięki mundurkom. Oczywiście, były one dostosowane do pogody - możliwe są krótkie spodenki, jak i sweter czy marynarka.
Żadne z dzieciaków nie narzekało, a miałam wrażenie, że raczej byli dumni z tego, że można rozpoznać, z której szkoły pochodzą.

Oczywiście, każdy z uczniów nabyć musi zestaw, zawierający parę koszul, sukienek czy nawet skarpetek (dokompletowane jest wszystko, łącznie z butami i plecakami z naszytym logo szkoły).

Wierzcie lub nie, ale to naprawdę wygląda świetnie! Bardzo elegancko, a jednocześnie spójnie.
No a koszt wcale nie musi być wysoki. Widziałam na gumtree możliwe do nabycia stroje z drugiej ręki, tak samo jak odbywają się targi książek i mundurków szkolnych - ceny więc można spokojnie w ten sposób zminimalizować.


Nie wyglądają na wyjątkowo nieszczęśliwych;)

Może jedna rzecz wymaga w tutejszych szkołach zmiany... kiedy widziałam malutkie dziewczynki z wielkimi plecorami, tak dużymi, że prawie sięgały im do ziemi... szafki na książki w szkołach to jednak dobry pomysł:)

In my opinion, part 1

Ludzie w Polsce uwielbiają narzekać...
Narzekamy na zimę, że jest za zimno. Narzekamy na pensje, że za małe, narzekamy, że mamy za dużo pracy i mało czasu na przyjemności, albo że pracy nie mamy. Narzekamy, że syn lub wnuczek nas nie odwiedza, lub że odwiedza nas za często.
Narzekamy, że dzieci są źle wychowane, ale nie mamy czasu wychowywać własnych. Narzekamy, że ulice są brudne, ale wyrzucamy papierki na chodnik. Narzekamy na polityków, ale nie chodzimy na wybory. Narzekamy, że wszędzie jest lepiej, tylko ta nieszczęsna Polska taka nieudana...

Myślałam ze chodzi tylko o Polskę,ale...

Parę dni temu spotkałam wreszcie Polaków. Miało ich być w Melbourne niezmierzona ilość, ale jakoś albo się dobrze kamuflują, albo są rozbici gdzieś na najdalszych obrzeżach, albo wcale ich nie ma tak wiele. Tym niemniej, spacerując sobie w okolicach centrum, usłyszałam znajomy język. Z radością zakrzyknęłam "Dzień dobry!", ale nie uzyskałam odpowiedzi... Starsza pani i pan w średnim wieku byli bardzo zajęci. Zajęci...zrzędzeniem. Nie usłyszałam dokładnie, ale chodziło o jakąś panią, której polska para nie darzyła chyba wielką miłością. Poszli dalej, w przeciwnym kierunku. Potem rozejrzałam się dokoła. Wszyscy się uśmiechali i rozmawiali pogonie. I wtedy zrozumiałam, że para, którą właśnie minęłam kompletnie mi nie pasuje do tego krajobrazu. I wtedy przypomniałam sobie, jaka odpowiedź czekała na mnie przy większości pytania "Jak się masz, co słychać?" Zdałam sobie sprawę, dlaczego to pytanie mnie zawsze tak denerwowało - bo kojarzyło mi się z okazją do pozrzędzenia...
I zaobserwowałam, że sytuacja się zmieniła, moje myślenie jest tu odmienne w tak wielu aspektach. Bo tu, jeśli komuś zadasz pytanie "Hi, how are you?" - to z pewnością nie jest okazja, do opowiedzenia dramatu złamanego obcasa, czy bólu pleców. Tu myśli się inaczej. Oczywiście, że każdy ma problemy, ale 5-minutowa rozmowa nie jest okazją, do informowania o nich spotkanego znajomego. To okazja, żeby podzielić się radościami, sukcesami! I, o dziwo, jakoś nikt nie jest o to zazdrosny. Nie muszę się martwić, że jeszcze tego wieczoru znajdę nowo kupiony samochód porysowany przez zawistnego sąsiada...

I wtedy zdałam sobie sprawę, że nawet gdyby ci Polacy nic nie mówili lub mówili po angielsku, daliby się rozpoznać z tłumu cieszących się życiem Australijczyków.

Nie jestem nikim opiniotwórczym, dziennikarzem czy kimkolwiek, ale nawet zwykły człowiek może wysnuć takie proste wnioski;)

Dlaczego, dlaczego tacy jesteśmy? :(