sobota, 2 lutego 2013

In my opinion, part 1

Ludzie w Polsce uwielbiają narzekać...
Narzekamy na zimę, że jest za zimno. Narzekamy na pensje, że za małe, narzekamy, że mamy za dużo pracy i mało czasu na przyjemności, albo że pracy nie mamy. Narzekamy, że syn lub wnuczek nas nie odwiedza, lub że odwiedza nas za często.
Narzekamy, że dzieci są źle wychowane, ale nie mamy czasu wychowywać własnych. Narzekamy, że ulice są brudne, ale wyrzucamy papierki na chodnik. Narzekamy na polityków, ale nie chodzimy na wybory. Narzekamy, że wszędzie jest lepiej, tylko ta nieszczęsna Polska taka nieudana...

Myślałam ze chodzi tylko o Polskę,ale...

Parę dni temu spotkałam wreszcie Polaków. Miało ich być w Melbourne niezmierzona ilość, ale jakoś albo się dobrze kamuflują, albo są rozbici gdzieś na najdalszych obrzeżach, albo wcale ich nie ma tak wiele. Tym niemniej, spacerując sobie w okolicach centrum, usłyszałam znajomy język. Z radością zakrzyknęłam "Dzień dobry!", ale nie uzyskałam odpowiedzi... Starsza pani i pan w średnim wieku byli bardzo zajęci. Zajęci...zrzędzeniem. Nie usłyszałam dokładnie, ale chodziło o jakąś panią, której polska para nie darzyła chyba wielką miłością. Poszli dalej, w przeciwnym kierunku. Potem rozejrzałam się dokoła. Wszyscy się uśmiechali i rozmawiali pogonie. I wtedy zrozumiałam, że para, którą właśnie minęłam kompletnie mi nie pasuje do tego krajobrazu. I wtedy przypomniałam sobie, jaka odpowiedź czekała na mnie przy większości pytania "Jak się masz, co słychać?" Zdałam sobie sprawę, dlaczego to pytanie mnie zawsze tak denerwowało - bo kojarzyło mi się z okazją do pozrzędzenia...
I zaobserwowałam, że sytuacja się zmieniła, moje myślenie jest tu odmienne w tak wielu aspektach. Bo tu, jeśli komuś zadasz pytanie "Hi, how are you?" - to z pewnością nie jest okazja, do opowiedzenia dramatu złamanego obcasa, czy bólu pleców. Tu myśli się inaczej. Oczywiście, że każdy ma problemy, ale 5-minutowa rozmowa nie jest okazją, do informowania o nich spotkanego znajomego. To okazja, żeby podzielić się radościami, sukcesami! I, o dziwo, jakoś nikt nie jest o to zazdrosny. Nie muszę się martwić, że jeszcze tego wieczoru znajdę nowo kupiony samochód porysowany przez zawistnego sąsiada...

I wtedy zdałam sobie sprawę, że nawet gdyby ci Polacy nic nie mówili lub mówili po angielsku, daliby się rozpoznać z tłumu cieszących się życiem Australijczyków.

Nie jestem nikim opiniotwórczym, dziennikarzem czy kimkolwiek, ale nawet zwykły człowiek może wysnuć takie proste wnioski;)

Dlaczego, dlaczego tacy jesteśmy? :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz