piątek, 26 grudnia 2014

Tak to było, czyli krótkie podsumowanie roku

Jako że fejsbuk chce, żebym w sposób bardzo prymitywny podsumowała swój rok, spróbowałam zrobić to samo, także prymitywnie, ale bardziej spersonalizowanie...czyli... prymitywnie po mojemu:)

Luty:


Wycieczka do Alice Springs, czyli krainy suchości, to, co sobie zawsze wyobrażałam myśląc o Australii. Zakochana totalnie, chciałam się tam nawet przeprowadzać. No i jeszcze większa miłość do napędu na cztery kółka!:)

 

 

Marzec:


Ślub Moni – czyli jak przegapić ślub siostry. Monia, jeszcze raz Cię za to przepraszam, ale wiem też, że mimo iż mnie tam nie było, a może dzięki temu bawiłaś się przednio, a z Tobą wszyscy goście:)

Kasia w AU!! Czyli nawiększy sukces tego roku :P Oderwanie Katarzyny od całego zgiełku i ściągnięcie jej do góry nogami, i spędzenie kilku chociaż pięknych dni z ukochaną przyjaciółką – bezcenne. Ale! To nie koniecJ jej miłość do leniwych koali pozwoli mi zmanipulować ją i przekonać do kolejnego przyjazduJ


 

Kwiecień:


Dreamworks Exhibition w ACMI, czyli znakomity przykład jak przygotować piękną multimedialną wystawę;]

 Maj:


Wicked, bo każdy musical muszę obowiązkowo zobaczyć ;]

Czerwiec:


Intensywnie. Najintensywniej w tym roku powiedziałabym.

Darwin i  pływanie pomiędzy krokodylami

Bali i nowi przyjaciele, wspinaczka o świcie na mount Badur i wieeeele zapierających dech w piersiach widoków i wspomnień.

Pierwsze serfowanie, pierwsze nurkowanie i szaleństwa wodne niesamowite
 

Singapur i zderzenie z upałem i wilgotnością niewyobrażalną.

Nasza rocznica także przypada w tym miesiącu, co było świetną okazją do wybrania się na kolejny musical – tym razem Nędznicy.

Październik:


Ten rok obfitował w odwiedziny, tym razem zawitali do nas Radkowi Rodzice. I tu znów parę wycieczek i wspomnień.

Grudzień:


Pierwszy w mojej karierze wyjazd służbowy do uroczego miejsca Countryplace, gdzie widok z tarasu zachwycał nawet, jeśli mnie miało się tak naprawdę czasu go podziwiaćJ

Mount Kościuszko, czyli święta inaczej. Korzystając z okazji, że rodziny brak, jest szansa święta spędzać nietypowo, jak na przykład zdobywając szczytyJ



Ten rok to kolejny australijski sen. Chciałabym się nigdy nie obudzić. Nie mam na myśli tutaj, że wszystko jest piękne i kolorowe, ale nigdzie indziej nie zostało mi dostarczone tyle szczęścia i radości. Na tyle, by nie tylko zrównoważyć, ale i zwyciężyć problemy. Dziękuję roku 2014. Cieszę się że byłeś ze mną. Dziękuję.

 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Swiatecznie


 
Zdjęcia nie są najpiękniejsze, ale chciałam się z Wami podzielić naszą nawiązką świątecznej atmosfery.
Święta Bożego Narodzenia to jedyny okres, w którym całym sercem chciałabym być w domu, z rodziną, poczuć prawdziwą świąteczną atmosferę... Tutaj, pomijając fakt, że rozpoczęło się właśnie lato, obchody świąteczne są totalnie inne. Zwyczaje są dużo luźniejsze, jest dużo bardziej imprezowo.
Nie narzekam, to miłe doświadczenie zobaczyć jak świętują na drugiej półkuli, ale nic nie umywa się do mojej rodzimej magii:)
Kocham Was bardzo!

 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Zimowo

Zima w Australii nie wszędzie jest taka sama.


Zima w Melbourne nie zawsze jest taka sama.
Kiedy przyjechaliśmy tu ponad rok temu, był środek lata i byliśmy tym bardziej zszokowani, przyjeżdżając z ochładzającej się na zimę Polski. Może jeszcze w tym zimowym klimacie pierwsza zima wydawała się tak przyjemna, wcale nie chłodna. Może, będąc przyzwyczajeni do -20, nie wyobrażaliśmy się nazywać 5-10 stopniowych dni zimnem.

Być może jednak poprzednia zima była ładniejsza. Nie przypominam sobie, żeby padało cały czas, czy żeby było wyjątkowo zimno. Tym niemniej, pamiętam poranki, kiedy wstawałam o świcie do moich staruszków i z samego rana mogłam zobaczyć zaszronione liście czy trawę. Zimna jednak nie pamiętam.

Tegoroczny chłód stał się dużo bardziej dotkliwy. Mam wrażenie, że dużo częściej pada, wiatr w czasie deszczu jest silny, co czyni chłód bardziej przeszywający.

Lipiec nie należał do najpiękniejszych. Z chęcią spędziłabym go w całości w Darwin lub Cairns, gdzie teraz jest pora sucha i każdego dnia jest piękny, bezdeszczowy dzień z temperaturą ok 30st.

Co jest najpiękniejsze jednak w tutejszej pogodzie, że zdarzają się dni takie, jak dziś, w lipcu czy sierpniu (odpowiedniki stycznia czy lutego - środek zimy), kiedy spokojnie można spacerować w okularach słonecznych, czy pójść na plażę (może nie opalać się, ale wygrzać na kocyku z piwkiem;) Po tych nieprzyjemnych, chłodnych dniach, po prostu uwielbiam mieć tego typu przerwę:)

Czy wolałabym mieszkać w Brisbane, Cairns, Perth, Darwin, gdzie pogoda jest dużo lepsza?

Jasne, tylko co ja bym tam robiła?:)


No a co z Sydney?
Uuu, nie zadaje się tego typu bytań. To tak jakby spytać pana z Krakowa, czy chce się przeprowadzić do Warszawy:)

Tak aby nie być gołosłownym, poniżej kilka zimowych zdjęć Melbourne.


sobota, 5 lipca 2014

Singapur


 


Singapur to nasz ostatni przystanek. Tylko jeden dzień, aż do wieczora myśleliśmy, że to aż za dużo. Duszno(co ciekawe, temperatura idewntyczna z Darwin czy Bali, widocznie wilgotność, bądź inne czynniki), ludzie nieprzyjaźni, brrr.
Technologicznie natomiast - duużo lepiej rozwinięty niż Australia. Komunikacja - całość klimatyzowana, zautomatyzowana, okamerowana. Podwójne drzwi (pociągu oraz zabudowanie na stacji), jak doszliśmy, z dwóch powodów. Bezpieczeństwo, to oczywiste, ale też klimatyzacja. Dzięki temu na wszystkich stacjach jest miło i przyjemnie, podczas gdy na zewnątrz niesamowite duchoty i gorąco. Maszynista nie istnieje, wszystkie pociągi sterowane są automatycznie, zatrzymując się w idealnie wymierzonym punkcie (gdzie znajdują się przygotowane drzwi, inaczej nie byłoby możliwości opuszczenia bądź wejścia). Intuicyjne mapki wraz z interaktywnym przewodnikiem po kolejnych stacjach. Co dusza zapragnie.

Ale ludzie... Ludzie się tu nie uśmiechają. Teoretycznie urzędowym językiem jest angielski, ale dogadać się. z nimi to wyższa szkoła jazdy. No i ceny. Ale nie ma się co dziwić - jest to niesamowicie bogaty kraj. Aczkolwiek! Dzięki temu wiele rzeczy/atrakcji udostępnianych jest dla mieszkańców za darmo, lub po niziutkiej cenie (co stanowi duży kontrast z Indonezją, gdzie próbują wydusić z turysty każdy grosz;)
Czasem widać też, że nie mają co robić z pieniędzmi:) Przepięęęękne ogrody, w których czujesz się jak w jakiejś Krainie Czarów i totalnie odjechana architektura mówi sama za siebie.





No i uroczy Merlion, czyli Singapurska wersja syrenki;)

 

piątek, 4 lipca 2014

Bali

Indonezja to totalnie inny świat. Inny krajobraz, inny ubiór, totalnie inny język i zwyczaje.
Niestety, w szczególności na Bali, ludzie są też niesamowicie łasi na pieniądze.
Tylko w momencie wyjścia na salę przylotów, rzuciło się na nas miliony "taksówkarzy", chcących nam zaoferować transport do hotelu. To samo powtarzało się na każdym kroku. Chodząc po plaży:masaże, włosy, paznokcie, cokolwiek tylko się da "good price". Z drugiej strony, jeśli chcesz w rzeczywistości coś kupić, podadzą Ci szalone ceny, co najmniej jak australijskie - wyraźnie przyzwyczxajeni są, że australijczycy są w stanie zapłacić te pieniądze.
Ale z trzeciej strony jest tam tak pięknie, pełno cudownych świątyń i orientalnych klimatów, plaż i wodospadów, magicznych pól ryżowych, to wszystko powoduje, że nie chcesz tu zostać chcesz zagłębić się w ten świat, poznać go od wewnątrz, bawić się z małpkami, zdobywać wulkany, surfować, lub po prostu zaszyć się gdzieś w nicości, relaksować, nie myśleć o niczym.
Ta wyspa pozwala Ci na wszystko.
Cieszę się, że dane nam było odwiedzić tę dziewiczą krainę. Boję się, że jej magia zaniknie wraz z wzrastającą liczbą turystów...
Mój nurkujący  "pierwszy raz" był totalnie odjechany:)

Bali wręcz zapiło nas swoimi atrakcjami, ale to akurat była jedna z rzeczy, które planowaliśmy. Surfing sprawia ooogrom przyjemności, nawet, jeśli nie szalejesz tak jak pan na obrazku, który serfuje od 6 roku życia:)



Jedna z wielu przepięknych świątyń i nowa przyjażń;]

Radka zatkało na widok tego uroczego, ukrytego wodospadu:)

Chyba najlepsze co nam się przydarzyło, czyli wspinaczka na aktywny wulkan, Mt. Batur, o wschodzie słońca. Widoki zwalają z nóg.

Na tym samym wulkanie zaprzyjaźniłam się z uroczą małpką:)

A tu nowy przyjaciel Radosława, zapoznany w Monkey Forest:)

Na zakończenie przygody zdjęcie z obsługą naszego hotelu, co ciekawe kolega między nami to Koko - stałam się ulubioną klientką, gdy przedstawiłam się;] Jednego felernego wieczoru przyszedł nawet sprzątać balkon, na którym potłukłam piwo....;)
Czy trzeba więcej słów? :)

wtorek, 1 lipca 2014

Darwin

Wakacje w srodku zimy to to, co tygryski lubią najbardziej.
u nas teraz ziąb i chłód, nad ranem spada do 6, najchętniej bym przymarzła do kołdry. I nie, nie żartuję. Od kiedy tu jestem stałam się dużo mniej odporna na chłód, za to nie mam problemów z ciepłem. Z trudem, ale nie bez przyjemności przetrwałam temperatury takie jak 40-43.


Ale poniżej 10 to teraz dla mnie jakiś koszmar.
wyjazd w "ciepłe kraje" o tej porze roku jest jak gwiazdka z nieba:)



Za każdym razem, przy każdej wycieczce zastanawiamy się, co my będziemy robić w tym miejscu tak długo. Cairns - okazało się milion dni za mało, żeby zobaczyć choć zaczątek pięknych lasów deszczowych i cudownych dzikich plaż. Nicość Alice Springs mogłaby być dla mnie drugą rzeczywistością, totalnie się w niej zakochałam.

Darwin, jak się  okazało, to dokładnie ta sama historia. Piękność, dzikość, wieeeelkie otwarte przestrzenie. Mimo, że tym razem bez terenowego samochodu, zdążyliśmy zakochać się i w tej części NT.

Krokodyle stały się moimi przyjaciółmi;]

Jakby ktoś się nie domyślił, to na zdjęciu poniżej przyjmuję pozę krokodyla po lewej:)
A to nowo poznany przyjaciel we własnej osobie. Na zdjęciu George, najstarszy (ok 100-letni) szef mafii.
Ach, Kakadu uwodzi krajobrazami. Jak zwykle, zdjęcia nie oddają tego, co widzi i czuje się będąc tamże.

piątek, 6 czerwca 2014

W drogę!

Już za parę godzin wsiądziemy w samolot i polecimy, po raz pierwszy od momentu przybycia do Australii, poza granicę tego cudownego kraju. Czeka nas piękny, 2tygodniowy urlop! :)
Tak tak. Cieszymy się tym bardziej, że u nas zima zbliża się wielkimi krokami i robi się zimniej i zimniej...
Tak więc północ Australii przywita nas pięknym słoneczkiem, a główny punkt wycieczki, Indonezja, zachęca i kusi swoim pięknym, częściowo dzikim, częściowo zamienionym przez Australijczyków w tanią krainę nieustającej imprezy, klimatem. Tak. Nam, z odległej Polski ta urocza wysepka wydaje się niedoścignionym rajem, dla Australii jest to jedna z ulubionych wysp dla nastoletnich imprezowiczów! :)

Historii wiele słyszeliśmy o tym co i jak tam się wyprawia, jedną z moich ulubionych jest statystyka, którą każdy mi powtarzał, w momencie kiedy informowałam gdzie się wybieram - co tydzień dziewięciu Australijczyków ginie na Bali! Uch, brzmi strasznie ;) Nasza odpowiedź zawsze brzmi - dobrze że nie jesteśmy Australijczykami:)

Dla nas to wyspa pełna przepięknych wysp, architektury, otwartych ludzi i szalonych małp:)
Historie o owadach przenoszących różne paskudztwa, trującej wodzie, czy ryzykownym jedzeniu, a nawet zmienianiu wizerunku małp w wielkie złodziejki - nie robią na nas wrażenia. Najwyżej robią przygodę jeszcze bardziej fascynującą. Zresztą, opiszę po powrocie, kiedy udowodnię doświadczeniem i zdjęciami kto miał rację:)

Heh, a ciekawą rzecz zauważyłam ostatniego dnia w pracy. Dla wyjaśnienia, tego typu szablony są przygotowywane z menu na poszczególne imprezy, które obsługujemy. Mamy taki duży folder, gdzie wszystko jest ładnie posegregowane na każdy dzień tygodnia. Otóż, w piątek, kiedy przyszłąm się pożegnać do biura, Celina, szefowa, przeglądała akurat folder i oto jaki wpis dostrzegłam ;]
No, to na nas już czas! :)