poniedziałek, 10 grudnia 2012

Pierwszy dzień w szkole...

Dziś po raz kolejny stałam się uczniakiem i miałam swój pierwszy dzień w szkole...
Naprawdę mnie zestresował, jak prawdziwy pierwszy raz...;) Ale nie było tak strasznie. A międzykulturowość grupy miażdży. W zasadzie byłam jedyną, która dołączyła do grupy w tym tygodniu, więc wszyscy już się trochę znali, a nauczyciel próbował wymówić moje imię - Gosia, proste? Nie dla każdego... Po kilku powtórzeniach stałam się czymś w rodzaju Got ya (czyt Gocia, lub wręcz Gacia, skąd niedaleka droda do gaci, a to przestaje być fajne...;) ) tak więc potem dowiedziałam się jeszcze kilku fajnych rzeczy, jak na przykład, że z Polski do Japonii jest rzut beretem, albo że polski i czeski to w zasadzie to samo. Potem, gdy rozpoznawaliśmy, z jakiego kraju jest największa część grupy, dowiedziałam się, że jest taki kraj jak Europa...:)
Pomijając kilka tych, nazwijmy to, niedoskonałości, muszę przyznać, że atmosfera w szkole i grupie była naprawdę przyjemna i, pomijając coś co zostało nazwane 'jet leg' (problem ze strefą czasową), myślę, że naprawdę mi się tu spodoba.
No właśnie, nawiązując do problemów z przesunięciem czasu - wydaje mi się, że doszło do niewielkiej roszady - ja, wieczny nocny marek, obecnie padam jak mucha przed 23, a czasem i wcześniej, wstaję natomiast o 7 wyspana. U Radka jest nieco odwrotnie;) No i oboje budzimy się o 3 w nocy całkiem wyspani, zastanawiając się, czy nie zjeść śniadania... ciekawe czy tak już nam zostanie?:)
That's all for now, miłego dnia życzę, jak wspominałam, zasypiam!

2 komentarze: