niedziela, 6 stycznia 2013

Wreszcie!

 Tak!
Jesteśmy w Au dokładnie miesiąc. Miesiąc pięknego życia w pięknym mieście. Jednak przyjeżdżając tutaj nie do końca mi o to chodziło.

I wreszcie wczoraj zobaczyłam tę Australię o której marzyłam! Tak, przepiękne widoki, cudowną przyrodę, niesamowicie niebieską wodę, no i przede wszystkim najpiękniejsze zwierzęta na świecie - Kangoroo! :)
Prawdziwa Australia
Proszę wybaczyć mój optymizm, ale jeszcze nie ochłonęłam po tych wszystkich cudach natury, jakie miałam okazję zobaczyć. A najpiękniejsze jest to, że jest ona niemal nieruszona przez człowieka, pozostawiona sobie i... wcale człowieka tam nie jest łatwo spotkać! Istny raj na ziemi!
Nie chcę się rozpisywać zanadto, wiem że czytanie długich artykułów nie jest popularne w dzisiejszych czasach, ale myślę, że parę słów o pięknym parku narodowym na samym krańcu Australii wypada napisać.
Wilsons Promontory to jedno z najpiękniejszych miejsc na tym kontynencie. Mieści się na południowym krańcu lądu i na przestrzeni ponad 30km oferuje zarówno przepiękne kamieniste góry, z których przepiękne widoki zapierają dech w piersiach, olbrzymie tereny zalesione, lasy deszczowe, cudownie czyste plaże i wybrzeża... wszystko w jednym miejscu!
Spędziliśmy tam tylko jeden dzień, ale atrakcji starczy na wiele więcej, z pewnością musimy tam wrócić, by przeżyć jeszcze raz o przepiękne spotkanie z naturą.
Jednym z kultowych elementów jest Squeacky Beach - urocza plaża z piaskiem, który, gdy po nim chodzisz, śmiesznie skrzypi;] z plaży rozciąga się widok na piękne skaliste góry, a fale przyciągają surferów.
Jednak jeszcze większych doznań dostarcza wspinaczka. Udało nam się zdobyć tylko dwa 'szczyty', ale widok z nich, jestem pewna że zapamiętamy na długo...
No i przecudowny spacer pomiędzy kangurami i emu. Przez ten miesiąc przestałam wierzyć, że one w ogóle tu żyją, że to tylko legenda wymyślona przez lokalnych, żeby przyciągnąć turystów, a tu... spacerujesz pomiędzy nimi, obserujesz je, a one ciebie, patrzysz jak wcinają trawę, drapią się po brzyszku, mama przytula synka, a na koniec odskakują razem, znudzone naszym towarzystwem:)

Mój przyjaciel niczym się nie przejmuje, tylko szamie trawkę;)
 Czułam się jak w jakiejś bajce, gdy z zza krzaków kolejne stworzonka wychylały główki i z łapkami śmiesznie wyciągniętymi do przodu rozglądały się z zainteresowaniem dookoła.
Żadna telewizja nie potrafi opisać magii tego spotkania.

Przepiękny widok z promieniami słońca padającymi na skały przy wybrzeżu - w drodze na Tongue Point
Na koniec poszliśmy zobaczyć cudowny zachód słońca na Tongue Point, a drodze powrótnej mieliśmy jeszcze zobaczyć niebo, jakiego nigdy w Polsce nie widziałam. Niezliczona ilość gwiazd, droga mleczna i otaczająca cię KOMPLETNA ciemność...to można przeżyć tylko tu. Możesz się poczuć taki mały, taki nieistotny w niezmierzonej przestrzeni naszej galaktyki...
To był najpiękniejszy, choć bardzo wyczerpujący, dzień już od baaaardzo dawna.
Dziękuję Australio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz