środa, 24 kwietnia 2013

Na cześć żołnierzy!

Jutro święto u nas. Anzac Day.
To dzień pamięci o żołnierzach poległych w akcjach zbrojnych Australii. Oryginalnie wiąże się z I Wojną Światową i tam poległych Australijczykach.
To, że nie dociera do mnie, jak mogli głupi Anglicy wykorzystać Commonwealth, żeby biedne dzieciaki (bo przecież od 16 roku życia) do wysłania na akcje zbrojne, często na drugi koniec świata, z którego nigdy już mieli nie wrócić... no nie rozumiem. Tak jak nasza historia jest okrutna i brutalna, ale przynajmniej wszystko jest klarowne. Sąsiedzi nami pomiatali a my musieliśmy się bronić. Ale czemu oni?

Zważając na to, iż nie jestem Australijczykiem, odkryłam, że mi najbardziej ten dzień kojarzy się z wszechobeznymi ciasteczkami:) Podobno takie robiły matki i żony żołnierzom wyruszającym na boje - tak, aby przetrwały długi okres. Ale trzeba przyznać, że są niczego sobie:) No i proste do przyrządzenia - stąd może ich popularność.

A my, w ramach bezczeszczenia pamięci poległych, chyba niechcący popełniliśmy faux pax (nie, Pawełku, nigdy się nie naucze;) Wracając z zakupami, usłyszeliśmy trąbkę, nie grającą za czysto. Zbliżając się, zobaczyliśmy grupę harcerzy siedzących przy ognisku w ciszy. Tylko oczy wszystkich podążały za nami. Powagi sytuacji nadawał skrzypiący dźwięk, który prawdopodobnie wydawała jedna z toreb... nie wytrzymałam i prychnęłam śmiechem:) potem zorientowaliśmy się, że prawdopodobnie była to minuta ciszy... och, no worries, to tylko ja:)

Happy Anzac Day - czy co tam się mówi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz