wtorek, 6 sierpnia 2013

Czy można wyrosnąć z planów studenckich?

Bardzo dużo zmian, ale jak pisałam, o życiu prywatnym nie chcę się nadmiernie rozpisywać, jako że nie mam pojęcia kto to czyta. Mam nadzieję, że to rozumiecie i nie będzie żadnych fochów czy personalnego problemu z tego powodu.

Nie chwaliłam się też, i w sumie na dobre wyszło, moim planem, w którym uczestniczyłam i bym dalej uczestniczyła, gdyby... no właśnie.

Sprawa jest taka. Wszyscy wiedzą, że nikt tu w au nie potrzebuje reżyserów dźwięku, w szególności polskich, kiedy w razie potrzeby mają swoich własnych, ktorzy skończyli tutejsze szkoły i...no trochę, jak u nas, znajomości i zamknięte środowisko...
W każdym razie, trafiła mi się nagła i niespodziewana szansa wziąć udział w planie studenckim. Sprawa prawie komfortowa, jak na pierwszy rzut oka, wiedziałam już o wszystkim na tydzien(!) wcześniej, nie mając własnego sprzętu byli w stanie zorganizować wszystko ze szkoły, zapewniali transport i nawet padło pytanie, czy mam jakieś specjalne wymagania żywieniowe (już nie chciałam mówić, że w zasadzie, to trochę cieżko mi dogodzić, napisałam tylko, żeby się mną nie przejmowali:)

Tak. No i zaczęło się. W poniedziałek, ponieważ było blisko, śmignęłam sobie na rowerku - nadmieniając tylko, że w dzielnicy, w której kręciliśmy, przy wszystkich wypaśnych autach, gdzie audi czy mercedes były jednymi z gorszych marek, moj pojazd wyglądał jakby ubogi syn krewnego przyjechał w odwiedziny:) potem jednak okazało się, że auta mojej ekipy były niewiele lepsze, wszyscy więc bardzo pasowaliśmy do okolicy;]

Pierwszą wpadką było spóźnienie się aktorki o ponad godzinę, ktorej kierowca przyniósł też (na szczęście) mój boom. Na zamówione mikroporty się nie doczekałam tego, ani zresztą następnego dnia. Całość więc szła z tyczki, co nie byłoby jakąś tragedią, ładny dźwięk z tyczki, który byłabym w stanie nagrać mógłby być wystarczający, gdyby nie... generator prądu czy samochód, który, nawet w scenie gdzie nie ruszał się o milimetr, musiał mieć cały czas włączony silnik. Było też kilka innych czynników, które doprowadzały mnie do szału już pierwszego dnia, jak chociażby persona reżysera, który, gdyby nie jego asystentka, w ogóle by nic nie wiedział, nie słyszałam też żadnej uwagi ani komentarza między dublami, poza tym, że z jakiegoś powodu chciał powtórzyć...

No i klaps.. osoby klapsowe zmieniały się jak w kalejdoskopie, i tak jak pierwszej udało mi się przetłumaczyć, że bardzo miłoby było, gdyby take number zgadzał się z moim numerem nagrania i objaśnić zawiłą technikę klapsania klapsem, tak następnego dnia, gdy reżyserka i kilka innych osób popełniało dokładnie te same błędy, zwątpiłam.
Drugiego dnia złapał mnie straszny ból głowy, który utrzymywał się przez cały dzień i pogarszał się z każdym przelotnym opadem deszczu. Sprawy nie polepszał kompletny brak albo dezinformowanie wszystkich, generalnie wszystko poruszało się bardzo wolno. Sztab produkcji wydawał się bardzo zorganizowany. Może tylko ja uważałam, że kromka chleba tostowego  (z rodzynkami - fuu!) i sok jabłkowy na śniadanie, pół bagietki, ciastka i chipsy na obiad, banan i mandarynka nie załatwią sprawy posiłk ów, a może to tylko moja polska natura chciała sobie ponarzekać.
Ale. Nie wyobrażam sobie takiego planu, i w sumie nie było takiego w pl, w którym bym uczestniczyła bez kawy/herbaty i ciepłego(!) posiłku w środku dnia, zakładając, że plan trwa con 10h!
Wykończona, tego dnia dotarłam do domu z gorączką i pękającą głową, prawie szczęśliwa informując producentkę, że nie będę w stanie dotrzeć następnego dnia na plan i czy jest w stanie kogoś zorganizować.
Oczywiście, jeśli powiedziałaby że nie, poszłabym i im pomogła, ale zważając, że poświęcam tydzień żeby im pomóc, bez żadnej opłaty, wydaje mi się, że należałyby mi się jakieś godne warunki pracy.
Nie wiem, może wyrosłam z planów studenckich, może polscy studenci są lepiej ogarnięci niż australijscy, nie chcę doszukiwać się powodu, w każdym razie, nie udało się.
Muszę pozukać innej szansy, żeby stać się sławnym dźwiękowcem w tym kraju:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz