piątek, 7 grudnia 2012

W podróży...

Jak wszyscy wiemy, podróż do Australii to nie pięć minut, a nawet nie 15... Co zabawne, żeby się tam dostać, trzeba się dostać do jakiejś innej europejskiej stolicy, bo rzecz jasna z Warszawy się tam nie lata... Całość wydłuża się więc o te parę godzin do Frankfurtu, Paryża, czy, jak to miało miejsce w naszym wypadku, Londynu.
W Warszawie wszystko odbywa się bez problemu, wagę bagaży można rzecz, mamy idealną;), nadane bezpośrednio na miejsce, więc o nie nie musieliśmy się troszczyć. Samolot puściutki, zapełniony w ok połowie, więc mogliśmy się wygodnie rozsiąść i przyjemnie, z uroczymi stewardesami dolecieć do Heathrow. Po przylocie czekała nas troszkę mniej przyjemna przeprawa u przeczulonych chyba ostatnio Londyńczyków. Zapomniałam schować błyszczyka w szczelnie zamkniętą torebkę, tylko luzem włożyłam ją z kieszeni do torby, przez co mój bagaż został rozbebeszony i dokładnie przeszukany...Panią przede mnie oskarżyli znów o przemycanie niedozwolonych płynów w szklanej kuli (takiej śnieżnej). No nic.

Wesołych Świąt z terminala Londyn Heathrow!

Potem było już tylko przyjemniej. Polecam Qantas. Świetne linie. Nie dość, że dostaje się dwa, dość dobre posiłki, do woli napoi i snacków, poduszkę, kocyk, szczoteczkę, i kupę innych śmiesznych gadżetów, obsługa jest bardzo miła, a podróż uprzyjemnia tablet umieszczony przed każdym siedzeniem. Kąt widzenia ma taki, że nie przeszkadza sąsiadowi z boku, a ma tyle opcji, że można z nim spędzić całą noc!
I tak, rozrywkowo można było zagłębić się w nowości bądź klasykę filmową, seriale, to samo z muzyką - każdego gatunku, oprócz tego stacje radiowe, gry, różnorakie sposoby medytacji, pozwalające odstresować się w czasie podróży. Można też dowiedzieć się, co słychać na świecie - najnowsze wiadomości, jak i warunki pogodowe. Można obserować lot z kamerki umieszczonej na ogonie. Można śledzić trasę i obecne położenie na mapie, można sluchać audiobooków, można dowiedzieć się czegoś o krajach i miatach do których lata Qantas...można zadzwonić do innego siedzenia za pomocą pilota, który jest jednocześnie kontrolerem do gier i słuchawką!:)

Lecimy, lecimy, lecimy...
Dzięki temu do Singapuru czas zleciał niepostrzeżenie, a ostatni, 8h odcinek do Melbourne to była już formalność. I tak wydaje mi się, że odkryłam niewielką jedynie część zawartości tego cudownego urządzenia... Wiecie, gdyby w tych strasznych autokarach, którymi podróżowałam do Niemiec, czy Włoch, również zamontowali takie urządzenia, no i może ciut wygodniejsze siedzenia;), moża tamta podróż także by się tak nie dłużyła...
Tym sposobem wylądowaliśmy w tym najpiękniejszym kraju na świecie.
Ponieważ miałam ze sobą jakieś lekarstwa, musiałam zaznaczyć, iż je wwożę, przez co zostaliśmy poddani obwąchaniu przez uroczego pieska, po czym, już bez problemów wyruszyliśmy w drogę do naszego hostelu.
Tyle o podróży, postaram się w miarę możliwości aktualizować wrażenia, a wszystko, trzeba przyznać, jest tu nieco odmienne;)
in touch!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz